piątek, 5 czerwca 2015

ROZDZIAŁ IV "When we first met"

Były smutne.
Mimo to miały w sobie odrobinę dziecięcej nadziei, która sprawiała, że chciał mu zaufać.
Siedział na brzegu łóżka i uważnie słuchał tego, co miał mu do powiedzenia młodszy.

- To nieprawda. Nie zawsze musisz starać się na siłę coś komuś udowodnić. Czasami wystarczy milczenie.

Cisza panująca w ciemnym pokoju odbiła się echem w ich uszach. Oboje nadal patrzyli na siebie, wysłuchując swoich niemych zmartwień, jednak wciąż nie mogąc ich wypowiedzieć.
A Baekhyun za każdym razem dostawał potwierdzenie.
Z kolei wątpliwości nadal istniały.

♦♦♦

W chwili, kiedy czas pędził niczym seulskie metro myśli chłopaka przepełnione były pogardą skierowaną w stronę pewnej nieodpowiedzialnej kobiety, która wspaniałomyślnie postanowiła powiadomić go o tym, że zapomniała odebrać ich córki z przedszkola. Najgorsze w tym wszystkim było to, że po raz kolejny musial przerwać próbę tańca, aby spełnić jej oczekiwania. Pomimo tego, że darzył ją uczuciem to w momentach takich, jak ten najchętniej posłałby ją na spotkanie z diabłem.
Kropelki potu spływały po czole bruneta, który oddychał nierównomiernie i powoli wchodził po schodach prowadzących do sali. Czarna, sportowa torba Nike cały czas zsuwała się z jego ramienia i jeszcze bardziej go denerwowała, a ciemny płaszcz wydał się cięższy niż dotychczas. Po pewnym czasie, kiedy w końcu dotarł na pierwsze piętro i ujrzał białe drzwi od razu przystanął przed nimi i prostując się odetchnął głęboko. Szybkim ruchem odgarnął włosy z czoła i otworzył drzwi.
Drobna dziewczynka siedziała po turecku na kolorowym dywanie, a światło zachodzącego słońca wpadające przez duże okna oświetlały centrum pomieszczenia. W jej ciemnych włosach połyskiwały małe spinki zwracając na siebie uwagę. Na kolanach ułożyła sobie kilka lalek, a dookoła porozrzucane były inne zabawki. Naprzeciw dziecka kucał lekko przysypiający chłopak, który za wszelką cenę starał się zachować przytomność.

- Dzień dobry - wysapał Jongin. - Przepraszam za spóźnienie. Byłem na zajęciach i wtedy zadzwoniła do mnie Krystal, znaczy... mama Jinri! I ja wtedy... no wtedy jak najszybciej chciałem się tu dostać ale... ale metro, i-i korki... a ja po prostu nie mam... ja.. nie mam... no niee... - Yixing odwrócił się i spojrzał na młodszego od siebie chłopaka, a ten zaniemówił.

Smukła sylwetka Chińczyka idealnie podkreślona była zieloną koszulą w kratę i dość obcisłymi, czarnymi rurkami. Na nadgarstku przewiązany miał czarny rzemyk ze znaczkiem ying-yang, kasztanowe włosy spięte były w kucyk, a kilka kosmyków opadało na jego blade czoło. Przez chwilę na twarzy Zhanga widoczne było niezrozumienie, jednak później wstał i podszedł do tancerza.

- Umiesz czytać?

- Eee... no tak.

- No chyba nie - wskazał palcem w stronę wyjścia. - Na drzwiach głównych wisi pewna tabliczka...

Jongin spojrzał na niego zdezorientowany, kompletnie nie widząc o co chodzi Chińczykowi: - Noo była. Z godzinami otwa...

- To jednak umiesz czytać - Yixing posłał w jego stronę kpiący uśmieszek, po czym poprawił rękawy koszuli. - Widzisz dzieciaku... Osiemnasta minęła już dawno. Radziłbym zakupić zegarek. W mieście jest pełno sklepów, na pewno coś znajdziesz.

W tym momencie Kim nie wiedział co powiedzieć. Stał oniemiały przed niższym od siebie chłopakiem i wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami. Po raz pierwszy spotkał się z tym, że ktokolwiek mówił do niego w taki sposób. Niepozorne oblicze wątłego opiekuna Jinri zmyliło go, jednakże nadal nie był w stanie zaprzeczyć faktowi, iż Yixing był przystojny.
Wtedy do jego uszu dobiegł wesoły pisk i zauważył, że dziewczynka zajęta wcześniej zabawkami biegła teraz w jego stronę. Różowa sukienka Jinri była pognieciona i lekko ubrudzona, lecz dodawało jej  to jedynie uroku, a duże oczy wpatrywały się wiernie w młodszego chłopaka podchodząc do niego bliżej, po czym uśmiechnęła się szeroko ukazując nieco krzywe ząbki.

- Kaaaai! - Wyciągnęła rączki w jego stronę.

- Cześć mała - Kim przykucnął i rozłożył ręce, aby objąć dziewczynkę, gdy ta do niego dotrze, jednak wtedy dziecko przypomniało sobie o laurce zostawionej na stoliku. Szybko odwróciła się i ignorując chłopaka pobiegła po nią.

Jongin wyprostował się i odchrząkając cicho poprawił płaszcz chcąc sprawić wrażenie mającego wszystko pod kontrolą. Kpiący uśmiech ponownie zagościł na ustach Yixinga.

- Widzisz? Nawet dziecko tobą gardzi.

- Nie gardzę! - Przytupnęła lekko. - Pobiegłam tylko po prezent dla Kaia.

Po tych słowach w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Zhang rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojego telefonu, a dostrzegając urządzenie na biurku poszedł po nie i odebrał.
Rozmawiał przez chwilę, a w tym czasie Jinri podarowała laurkę chłopakowi szeroko się uśmiechając. Ten odwzajemnił gest i już chciał wziąć ją na ręce, kiedy ta ponownie się odkręciła i pobiegła do Chińczyka. Przedszkolant spojrzał na nią i trzymając telefon w jednym ręku pochwycił dziewczynkę w ramiona unosząc ją do góry. Po zakończeniu rozmowy podszedł do młodszego, a dziewczynka z podekscytowaniem patrzyła na niego.

- A wiesz, że do Yixinga jakiś chłopak mówi kochanie?

- C-co? - On ma chłopaka? Nerwowo podrapał się za uchem.

- Umówili się na chińscyznę - powiedziała niewyraźnie.

- Co?! - Jest gejem? Tym razem podrapał się po włosach. - J-Jinri... Mam dla ciebie niespodziankę! Dzisiaj musisz nocować u babci. Rano odbierze cię mama. - Mówiąc to tancerz płynnym ruchem wziął dziewczynkę od Zhanga.

Odgarnął jej nieco przydługą grzywkę za ucho i spojrzał na starszego. Ten nieco zainteresowany zerkał na niego cały czas, lecz próbował to ukryć co chwilę sprawdzając godzinę w telefonie. W tym czasie Kai lekko niepewny otwierał i zamykał usta nie wiedząc, czy stosownym byłoby zapytanie chłopaka o numer. W końcu przemógł się i wypowiedział prośbę.

- Słucham? - Oburzenie w głosie Chińczyka było z łatwością zauważalne. Uniósł on do góry brwi, a na jego czole powstało kilka zmarszczek.

- No wiesz... Gdybym jeszcze kiedyś miał odebrać Jinri, a nie byłbym pewien, czy dojdę na czas... To... Wtedy przydałby się - zreflektował młodszy.

Yixing popatrzył na niego i po chwili zastanowienia podyktował mu ciąg liczb. Zadowolony Jongin po pożegnaniu się wyszedł z przedszkola z Jinri na rękach. Zaczął wypytywać ją o to, jak spędziła dzień, jednak w jego głowie nadal figurowała twarz starszego.
Mam u niego jakieś szanse?

 ♦♦♦

 Nie lubił monotonii.
Chciał, aby w jego życiu w końcu coś się zmieniło. Dlatego też podczas przeprowadzki do Seulu marzył o pewnej przygodzie. Takiej, która odmieniłaby jego codzienność, a ta stałaby się bardziej kolorową. Wprowadziłaby coś, czego on sam na razie się nie spodziewa, jednak tak się nie stało.
Nie był też perfekcjonistą.
Uwielbiał bałagan, nie lubił sprzątać, ani siedzieć w miejscu. Najchętniej zwiedziłby cały świat w poszukiwaniu nowych doświadczeń, poznając miejscowe kultury i ludzi. Mimo to, nadal nie robił nic w tym kierunku czekając, aż szczęście samo do niego przyjdzie.
Był naiwny.
Całymi dniami siedział przed monitorem na sali sądowej i wysłuchiwał problemów ludzi spisując je. Dodatkowo obserwował ich zachowania, wygląd i sposób, w jaki się wysławiali. Czasami było mu ich szkoda, jednak nigdy tego nie przyznał. Bywały historie tak niewiarygodne, że sam chciał być tego częścią. Do tego również się nie przyznał.
Był samotnym wędrowcem, który mimo tego miana cały czas siedział.
Posiadał wiele sprzeczności, do których tak samo, jak do wielu innych rzeczy - nie przyznał się. Tak samo, jak do faktu, iż przed chwilą uderzył głową w szklane drzwi prowadzące do sklepu spożywczego.

♦♦♦

 A/N: Witamy~!
Ee.. jest nam trochę wstyd. Troszkę bardzo. Zwłaszcza, że dwa miesiące nie zrobiłyśmy praktycznie nic w kierunku zakończenia tego rozdziału, a dzisiaj napisałyśmy go właściwie od samego początku do końca. Może nie jest jakiś najlepszy, bo nieco krótki i może nudny, jednak taki mniej więcej miał być; typowy przerywnik.
Co do innych "ogłoszeń parafialnych" to tak:
* jakiś czas temu pojawił się nowy szablon i chętnie przeczytałybyśmy co o nim myślicie,
* po prawej stronie również coś się zmieniło. Parę rzeczy przybyło, innych ubyło, ale jest dobrze, a my mamy wiele planów. Tym bardziej, że zbliżają się wakacje, co oznacza więcej czasu. Jednakże, jest jedna zła wiadomość. Wraz zakończeniem roku szkolnego, a zarazem gimnazjum, do którego uczęszczamy, zależy nam na jak najlepszych ocenach przez co kolejny rozdział możemy zacząć dopiero po 15 czerwca. Po tym jesteśmy Wasze~ ^^
No.. poza tym, witamy nowych czytelników: 最后 公主, Margaret Caroline Elizabeth, zetka xoxo, sang joon, Magda Cieleban
Dziękujemy za komentarze i jak zawsze prosimy o kolejne opinie ^^
Komentujcie, oceniajcie i polecajcie ;3

§ XOXO ~ Sejin & Soomi § 

środa, 8 kwietnia 2015

Confetti kiss

BaekYeol | HunHan | KaiSoo | TaoRis | crack | fluff | romans | oneshot

xxxx

Cóż, zazwyczaj nie narzekałem na swoich przyjaciół.
Racja, byli – jakby to delikatnie ująć – dość specyficznymi ludźmi, jednak jedynymi w swoim rodzaju. Dodatkowo, jestem prawie pewien, że równie wścibskich i natrętnych osób, które zarazem byłyby dla mnie na tyle ważne, już nie ma. A szanse, że jeszcze kiedykolwiek kogoś takiego znajdę są jak jeden na milion.
I dotychczas, z ręką na sercu, ani razu nie pomyślałem nawet o tym, żeby się ich pozbyć mimo, iż już dawno powinienem.
Bo byłem cierpliwy, jednak cierpliwość też się kończy. Szczególnie, kiedy twój dom już dłużej go nie przypomina, a pomieszczenie, w którym wcześniej spędzałeś większość czasu, stało się salą wykładową, w której obecnie prowadzone były zajęcia.
Poświęcone całowaniu.

- Mmm.. dobrze Soo. Teraz złap mnie za kark. Pokażę ci coś ciekawszego – usłyszałem głos Jongina i w tym samym momencie dotarła do mnie pewna rzecz.

Przegrałem.
Mój pokój stracił niewinność, o którą tak walczyłem. Te wcielenia szatana w końcu dostały to, czego chciały, a ja przegrałem. Po raz pierwszy w życiu.
Zamknąłem drzwi.
Koniec końców mój dom został przejęty. Każde jego pomieszczenie.
Baekhyun próbował przekonać Chanyeola, aby nie zmywał jego ‘pięknego’ makijażu, w którym wyglądał niczym przerośnięty klaun chcący deprawować małe dzieci, chociaż ten zdążył już pozbyć się połowy, przy okazji zalewając całą łazienkę.
Tao wraz z Yifanem półleżeli pod zamkniętymi drzwiami do sypialni moich rodziców (których na szczęście tu nie było, bo postanowili wyjść na romantyczną kolację), opowiadając sobie jakieś niestworzone historie, które tylko oni mogli zrozumieć.
Junmyeon okupował salon zapatrzony na jakiś dokumentalny film robiąc przy okazji notatki, a mi pozostała jedynie kuchnia, gdzie czekało na mnie trio prawdziwych diabłów mogących wprowadzić w zakłopotanie najbardziej pewną siebie osobę, jaka istnieje. Szkoda tylko, że ja należałem do kompletnie przeciwległej grupy.
W takich chwilach zawsze żałowałem, że nie ma przy mnie Sehuna. On jako jedyny potrafił sprawić, że zamkną się na więcej niż dwie sekundy – potęga najmłodszego, tak myślę. Jednak Hunnie nadal się uczył, co oznaczało jego nieobecność, a moje przymusowe zmaganie się z piekielną dziesiątką.
To nigdy nie było i nie będzie dobre dla mojego zdrowia.

- Hej! Lulu! – Po raz kolejny przez głośnie zachowanie Chena podskoczyłem jak panienka. Świetnie, niech dalej niszczy moją już i tak niską reputację. – Co taki zamyślony jesteś?

- Jak to co, Chen Chen? Pewnie myśli o mokrych usteczkach naszego Sehunniego. – Spojrzałem na Minseoka z przerażeniem. – No co? Nie stęskniłeś się jeszcze za głębokim, niskim i seksownym głosem swojego chłopaka? – Już otwierałem usta, żeby odpowiedzieć, kiedy machnął ręką – nieważne~ nie odpowiadaj. I tak wszyscy znają prawdę. – Później kiwnął głową w stronę Yixinga. – A ten co?

Zhang orientując się w końcu, że jest on głównym obiektem zainteresowania Jongdae i Minseoka uśmiechnął się przerażająco i ignorując pytanie Kima, poświęcił całą swoją uwagę mnie.

- Lu, jesteś czerwony – znowu ten śmiech.

- Debilu, to rumieńce! – Wykrzyknął Xiumin i szybko zszedł z krzesła podchodząc do Chena. – Wygrałem – duma w jego głosie i wyciągnięta dłoń dały mi jasno do zrozumienia, że znowu założyli się o coś, co dotyczyło mnie.

Westchnąłem. – O co tym razem?

- Nieważne o co! Ważne, że mam pieniążki. – Uradowany wyrwał je Koreańczykowi, po chwili przyciskając do piersi. – Moje kochane!

A Yixing dalej praktykował śmiech psychopaty.

xxxx

Tego samego wieczora, jednak parę godzin później zebraliśmy się w salonie, aby obejrzeć film.
Oczywiście wszyscy prócz mnie wybrali horror. Jak zawsze musieli kopać leżącego.
Dookoła było pełno butelek po napojach, papierków i okruchów, a popcorn nadal latał w powietrzu na skutek wojny wytoczonej przez Baekhyuna, który ubzdurał sobie, że miejsce obok mnie zawsze musi być dla niego wolne.
Jednak na nieszczęście wszystkich usiadł tam Kai. Dlatego też pewna część zirytowana była ciągłymi narzekaniami Byuna, a inna – tak, tylko ja – faktem, że na głowie miałem więcej popcornu niż włosów.
Po pewnym czasie, podczas którego próbowałem skupić się na filmie, bardzo nudnym swoją drogą, miałem dość, bo tylko jedna rzecz siedziała mi w głowie.
A właściwie data.

- Ja już tak dłużej nie wytrzymam! – Wykrzyknąłem budząc tych, którzy spali, a innych lekko strasząc.

- Za bardzo się boisz? – Zapytał Jongdae od razu podchodząc do Minseoka z wyciągniętą dłonią. Jednak ten pokiwał przecząco głową.

- Tęsknisz za Sehunem, prawda?

- Nie. Znaczy… tak, ale to nie o to chodzi – zreflektowałem, a Xiu ponownie wyciągał pieniądze od Chena.

- To o co? – Zapytał Junmyeon.

- Banany wypowiedziały kolejną wojnę? – Tym razem odezwał się milczący dotąd Yixing, od razu będąc pod czujnym spojrzeniem Kima, który zapewne starał się zdefiniować przypadłość, na którą cierpi Zhang.
Jednak jemu, tak jak każdemu z nas, nie udało się, ponieważ był to już przypadek nie do odratowania.

- Ja… - Popatrzyłem po każdym z osobna. – Nie wiem, co dać Sehunowi na urodziny – wyszeptałem, a pozostali wybuchli głośnym śmiechem.

- Cóż… - Kai objął mnie ramieniem. – Ja proponuję żebyś dał mu swoje ubrania.

- C-co?

- Ah.. Nie rozumiesz. Mogłem się domyślić – westchnął. – Pomyśl Lu, w co się ubierzesz, jeśli to jemu oddasz wszystkie swoje ciuchy? – Mrugnął do mnie. – Spodoba mu się. Na pewno.

- Nie słuchaj go! – Oznajmił Tao siedzący obok. – Lepiej będzie, jeśli zaprosisz go na romantyczną kolację, a potem… - Poruszył znacząco brwiami.

Z kim ja się zadaję?!

- Milcz. – Jongin zakrył uszy Kyungsoo – nie możesz go uświadamiać przede mną. To moja robota!

- Kai, on jest starszy od ciebie. – Kris objął ramieniem Tao, który zaraz się do niego przytulił. – Wie dużo więcej niż byś się spodziewał.

- J-Jak to? – Kim cały pobladł, patrząc z przerażeniem na swojego chłopaka, który szeroko się uśmiechnął.

W tym czasie Baekhyun wstał z kolan Chanyeola i pociągnął mnie za rękę w stronę sypialni, gdzie później dołączyli do nas Yixing, Jongdae i Minseok.
Wiedziałem, że cokolwiek planują, nie wyjdzie mi to na dobre.

- Siadaj – powiedział Byun popychając mnie w stronę łóżka, na którym usiadła już pozostała trójka.

Następnie sam zajął miejsce naprzeciwko mnie i z miną znawcy, pocierając dwoma palcami swoją brodę zaczął intensywnie myśleć, co podkreślała pionowa zmarszczka powstała na jego czole. Co chwilę zmieniał obiekt swojego zainteresowania i patrzył na niego z mrożącą krew w żyłach miną. W końcu po pewnym czasie uśmiechnął się szeroko.

- Tak więc drogi Luhanie – wcale nie brzmiało to pokrzepiająco – poszukujesz prezentu dla swojego chłopaka – kiwnąłem głową.

- Ale nie masz żadnego pomysłu – dokończył Minseok, a ja znowu tylko przytaknąłem. – Cóż…

- Pomożemy ci – dodał uradowany Chen. – Tylko musisz nam w pełni zaufać.

Właściwie z tym zawsze był największy problem, ponieważ przy ludziach takich, jak oni trzeba było mieć się na baczności. Gdziekolwiek nie byliście, czegokolwiek nie robiliście. Zawsze, ale to zawsze trzeba było uważać.
Ponieważ prędzej czy później i tak nastałby taki dzień, w którym znudzony Baekhyun wymyśliłby jakąś grę przez co ty skończyłbyś na przymusowym opowiadaniu swoich najbardziej upokarzających wydarzeń z dzieciństwa i nawet własny chłopak nie byłby w stanie w jakikolwiek sposób tego zatrzymać; Yixing prawdopodobnie i tak znalazłby sposób, dzięki któremu musiałbyś wysłuchać jednej albo przynajmniej kilku historii, po których nie wiedziałbyś jak się nazywasz, a Jongdae i Minseok zapewne zmusiliby cię do wystawienia przedstawienia, w którym pokazujesz jak całujesz się ze swoim chłopakiem (albo kimś, kogo sami wybiorą, jeśli nie zgodzisz się za pierwszym razem) tylko dlatego, że wszyscy uważają takie rzeczy za pokazywanie tego, jak bardzo są szczęśliwi, że jesteś ich przyjacielem twierdząc, że nie ma od tego ucieczki.
I rzeczywiście. Gdy tak mówią, jest to prawdopodobnie jedyny moment, w którym nie ma ani krzty kłamstwa. Nieważne czy takiego, które miałoby działać na twoją korzyść czy nie.
Od nich nie ma ucieczki, a w tym przypadku akceptacja każdej początkowej propozycji jest najlepszym wyjściem, aniżeli kierowanie się nadzieją, że kolejne będą bardziej normalne.
Dlatego też słowa, które później wypłynęły z moich ust wcale nie były poparte szczerą chęcią akceptacji tego, co postanowili, jednak przymusowym ratowaniem własnego tyłka

- U-Ufam...

- Oj, Xiao Lu, nie słyszę przekonania w twoim słodkim głosiku - powiedział Yixing ze swoim charakterystycznym, upiornym uśmiechem na ustach przybliżając się do mnie nieco. W następstwie czego odsunąłem się do tyłu plecami dotykając oparcia mojego łóżka i patrząc błagalnie na pozostałą trójkę.


Z pomocą przyszedł mi Baekhyun, który gwałtownie zeskoczył z materaca i zaczął chodzić w kółko, jednocześnie drapiąc się po głowie.
Mój pokój nie był wielki. Stało w nim dość duże łóżko, za każdym razem okupowane przez wpraszających się gości, przez co ja zawsze lądowałem na podłodze przykrytej miękkim, beżowym dywanem. Było też kilka półek na książki i komoda, w której trzymałem swoje ubrania, a oprócz tego inne graty, których nigdy nie byłem w stanie się pozbyć, bo mimo swojej bezużyteczności łączyło się z nimi wiele ważnych dla mnie wspomnień. No i oczywiście biurko ukryte obecnie pod wielką stertą pogniecionych kartek, gdzie wcześniej zapisywałem pomysły na prezent dla Hunniego. Oczywiście wszystkie odrzucone.
To właśnie one zainteresowały Byuna najbardziej i, po wzięciu kilku z nich w dłoń, ponownie zaczął krążyć czytając je na głos:

- Bukiet czerwonych róż z przypiętym do nich liścikiem - posłał mi zdegustowane spojrzenie. - Nie - kartka wylądowała na podłodze.

- Nie wiedziałem, że z naszego jelonka taki romantyk jest. - Skomentował uśmiechnięty Minseok po chwili uciszony lekkim uderzeniem w głowę przez Chena, który obecnie zdecydował pomóc Baekhyunowi w odczytywaniu pomysłów. Sam się ich wstydziłem, co potwierdzały rumieńce ukazujące się kolejny raz na moich policzkach, więc dlaczego oni musieli mnie jeszcze dobijać?!

- Książki - wywrócił oczami - może jeszcze psychologiczne, co? - Uniosłem lekko kąciku ust, a on wciągnął głęboko powietrze widząc potwierdzenie swoich obaw na papierze. - ZDECYDOWANIE NIE.

- Zestaw do m-makijażu?! Luhan? - Spojrzałem na niego niepewnie. - L-Luhan ty się d-dobrze czujesz?! - Podbiegł do mnie i przyłożył dłoń do czoła. - Nie masz gorączki...

- Co?! Nasz Luhannie jest chory?! - Wykrzyknął przestraszony Yixing od razu przyciskając moje ciało do swojego. - Och.. Mój biedny jelonek, jak mogłem dopuścić do tego, że jesteś w takim stanie?

Tym razem to Minseok zabrał głos i, łapiąc Zhanga za ramię, powiedział:

- Jak tak się martwisz to może zejdziesz do kuchni i zrobisz mu gorącej herbaty, co?

- Ach.. Tak, tak. Tak zrobię - oznajmił podchodząc do drzwi - Lu trzymaj się! Zaraz wrócę - i wyszedł. Jongdae natomiast wstał za nim i zamknął drzwi na klucz po czym przybił piątkę starszemu.

- Dobrze, skoro przerwa na Yixinga już się skończyła to może wrócimy do naszego poprzedniego zajęcia? - zasugerował Baekhyun, po czym kontynuował: - Lu powiedz mi, dlaczego?

- Co dlaczego? - Spytałem mało inteligentnie.

- No jak to co?! J-Jak coś takiego mogło nawet ci do głowy przj.. - Zaczął jednak widząc kreski na moich oczach zamilkł.. - Nieważne. Co jest dalej? - Powiedział sam do siebie - kupić mangę yaoi.

Wszyscy zamilkli.

Pierwszym, który odważył się przerwać bardzo (przynajmniej dla mnie) krępującą ciszę był Minseok, który w takich sytuacjach był jedynym potrafiącym zachować trzeźwość umysłu.
Na swój sposób oczywiście.
- Jak bardzo jest źle?
- Nawet sobie sprawy nie zdajesz, Min.. - Stwierdził, po czym gestem ręki zawołał jego i Chena. Zaczęli naradzać się dokładnie tak, jak robią to drużyny podczas meczu. Stwierdziłem, że wcześniej było źle, prawda? Otóż myliłem się, bo moje prawdziwe katusze rozpoczęły się właśnie w tej chwili. - Luhan - spojrzał na mnie, kiedy już odsunęli się od siebie.

- T-tak?

- Masz jedno zadanie - zawiesił na chwilę głos, aby zbudować niepotrzebne napięcie. - Zajmij się Sehunem tak, żeby nam nie przeszkadzał.

- Co? Dlaczego? Jak? - Świetnie. Widocznie żaden z nich nie jest mi potrzeby. Sam potrafię się w wystarczającym stopniu upokorzyć.

- Bo jesteś jego chłopakiem? Bo nie będzie uważał tego za podejrzane, jeśli wszędzie będziesz za nim chodził? - Jongdae przewrócił oczami - i tak to robisz.

- Ej! To nieprawda! - Próbowałem ochronić resztki mojej godności, jednak przypominając sobie, że jednak ma rację spuściłem głowę w dół. - Nieważne...

- Dobrze.. - Zabrał głos Baekhyun uśmiechając się nieco i zabierając prawdopodobnie ostatnią czystą kartkę z mojego biurka, na której coś napisał. - To ile mamy czasu?

- D-dwa dni.

Uśmiech z jego twarzy momentalnie zniknął.
Na mojej pojawiło się przerażenie, a w uszach do końca życia utkwił jego krzyk.

- Luhan!!!

xxxx

W dniu urodzin Sehuna, tak samo jak poprzedniego, udawałem, że nic nie pamiętam.
Starałem się zajmować Hunniego na tyle, żeby i on sam zapomniał, bo nie chciałem, żeby był smutny. Na siłę wyciągnąłem go do kawiarni, którą często odwiedzaliśmy, kilka razy do sklepu udając, że czegoś nie kupiłem, na spacer z psem sąsiadki, jednak i tak najlepszym wyjściem okazało się zajmowanie go pocałunkami, przytulaniem i szeptaniem czułych słówek. Wtedy z zamiłowaniem odwzajemniał moje gesty, a nie z dezaprobatą tak, jak większość wcześniejszych zajęć.
Niestety musiałem też ściśle przestrzegać planu Minseoka, Jongdae i Baekhyuna (Yixinga wykluczyli przez wzgląd na jego tendencję do podróżowania we własnych, niezrozumiałych zakątkach umysłu), co było równoznaczne temu, że wieczorem, podczas nocy właściwie też, zaprzyjaźniałem się z girlsbandami w celu nauczenia się choreografii.
Które chyba jednak mnie lubiły. Tak samo jak ja ich.
Jednak teraz to nie one zajmowały moje myśli, a chłopak, na którego kolanach siedziałem.
Sehun całował mnie długo, jednak bardzo delikatnie, a ja poddawałem się tej pieszczocie, jednocześnie wplątując palce w jego puszyste włosy. Młodszy co pewien czas z czułością przesuwał rękę po moich plecach zakrytych koszulką i wzdychał wprost w usta, co wywoływało dreszcze. Chociaż, prawdę powiedziawszy, nie były one spowodowane jedynie poczynaniami Hunniego, ale też obawą odnośnie tego, co jeszcze wymyślili nasi przyjaciele.
Teoretycznie nie powinno to być nic nienormalnego.
Ale też teoretycznie powinienem im wierzyć.
A nie wierzę.

xxxx

W końcu po dość długiej godzinie oczekiwań, podczas której starałem się zachowywać w miarę normalnie, usłyszeliśmy, jak ktoś otwiera drzwi, a następnie w domu rozlega się głośny śmiech dziesiątki podekscytowanych osób, które nawet nie próbują po cichu wejść po schodach do pokoju solenizanta, który właśnie posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów.

- Witajcie! - Wykrzyknął Baekhyun siedzący na barkach Chanyeola, który (sądząc po minie) nie miał łatwo utrzymać kręcącego się chłopaka.

W jednym momencie wcześniej pusty pokój został zagracony wieloma pudełkami, w których zapewne znajdowały się prezenty, a wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na Sehuna.

- Cześć? - Wypowiedział niepewnie. - P-pamiętaliście? - Nadzieja w jego głosie sprawiła, że modliłem się, aby ktokolwiek odpowiedział twierdząco.

- Co? O czym? - Zapytał Jongdae rozwalając się na łóżku najmłodszego.

- Przyszliśmy pograć w nowe gry, o których wcześniej nam mówiłeś - dopowiedział Minseok siadając naprzeciwko telewizora i uruchamiając go. Pozostali natomiast zajęli wolne miejsca na podłodze, przy biurku, a Yixing na parapecie.

Wszyscy siedzieli w ciszy zajmując się różnymi rzeczami, a ja patrzyłem ze smutkiem na solenizanta, który powoli tracił jakiekolwiek chęci do życia.
Już chciałem powiedzieć mu, że ci debile oczywiście żartują, kiedy Chen dostał wiadomość i szybko wybiegł z pokoju, a po chwili to samo zrobił Minseok odprowadzony zdziwionymi spojrzeniami pozostałych chłopaków. Ja z kolei nadal siedziałem przy Sehunie i patrzyłem na jego zrezygnowaną twarz, kiedy w jednym momencie stała się rozpromieniona, a w oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
Dopiero wtedy zobaczyłem jak Jongdae i Xiumin wnoszą różowy tort z palącymi się świeczkami, próbując również powstrzymać się od śmiechu. Nie miałem pojęcia dlaczego, jednak jak zawsze nie wróżyło to niczego dobrego.
Gdy zostałem pociągnięty w ich stronę przez najmłodszego zobaczyłem to, co tak bardzo ich bawiło.
Moją twarz na torcie.
Upokarzające zdjęcie, które zrobili mi podczas jednej z przymusowych wycieczek.
Które obiecali skasować, ale oczywiście, nie zrobili tego.
Słysząc śmiech chłopaka moje policzki pokryły się obfitym rumieńcem, a ja po raz kolejny miałem ochotę zapaść się pod ziemię, jednak wtedy zostałem popchnięty w stronę tortu, Sehun ustał obok mnie i razem zdmuchnęliśmy świeczki.
Kolejną rzeczą, którą pamiętam był krzyczący Yixing z jemiołą w ręku i Baekhyun kładący dłoń na mojej głowie zmuszając mnie do złączenia swoich ust z tymi Sehuna, który nadal śmiał się radośnie. Później był krótki odgłos wybuchu, przez który lekko podskoczyłem w ramionach solenizanta i trwający dalej pocałunek przerwany w momencie, kiedy poczułem coś na wargach młodszego. Spojrzałem na nie, a po chwili i moje usta uniosły się nieco.

- Hunnie - powiedziałem - od kiedy lubisz jeść konfetti? 

Cały pokój wypełnił się gromkim śmiechem, prezenty, te większe i mniejsze poszły w zapomnienie, choć zapewne prędzej czy później zawstydzą mnie bardziej niż Sehuna, a ja po raz pierwszy byłem wdzięczny Yixingowi, bo to właśnie przez niego mój występ taneczny również zszedł na dalszy plan.
Mogłem spędzić czas z Sehunem, patrząc na jego radość.
Przez co ja również byłem szczęśliwy.
Bardziej niż zwykle.
xxxx



A/N: Witam ponownie~ xdd
Wyjątkowo post ten dodany został na konkretną okazję. Otóż Soomi ma dzisiaj urodziny~!
Tak więc chciałabym złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia z okazji szesnastych urodzin Ty staruchu ;3 Dużo zdrowia, szczęścia i wieeelu feelsów oraz nieskończonych pokładów weny, abyś w końcu mogła na poważnie zająć się jakimiś opowiadaniami, bo wiesz, że ja czekam xdd A cierpliwość moja ma granice xd więc jeśli dalej chcesz mieć możliwość chodzenia z głową na karku to lepiej pisuj~ xdd
Nie no, oczywiście żartuję, bo solenizantce niczego bym nie zrobiła.
Ale ale! urodziny ma się przez jeden przez dzień więc wiesz.. ;3 miej się na baczności.
Oprócz tego, kiedy to czytasz (o ile w ogóle to dodawanie automatyczne wypali xdd) zapewne już dostałaś 'główny' prezent więc mam nadzieję, że Ci się podoba ♥ Co ja gadam? Musi ci się podobać xdd przecież jest ode mnie xdd
Co do opowiadania... również mam nadzieję że przypadnie Ci do gustu, tak samo jak czytelnikom i nie pozostało mi nic więcej jak zaprzestanie rozwlekania się, co jest moją cechą rozpoznawczą i no..
Komentujcie, oceniajcie i polecajcie ;3
Pozdrawiam~
§ XOXO ~ Sejin §

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ III "I want to help"


Poranny, aczkolwiek chłodny wiatr uderzył w zmęczoną twarz Chanyeola sprawiając, że ten oprzytomniał nieco, a jego bordowe włosy zatańczyły na wietrze. Słońce, które powoli wychodziło zza chmur rozświetlało jego twarz i czekoladowe tęczówki ukazując zazwyczaj mało widoczne jaśniejsze plamki, a na jego policzkach ukazały się różowe rumieńce powstałe w wyniku różnic temperatur panujących w areszcie i na wolności.
Na usta architekta wpłynął lekki uśmiech, który nie był w stanie odzwierciedlić tego, co w tej chwili czuł.
Radość z możliwości przebywania na świeżym powietrzu i świadomość, że nikt nie kontroluje go na każdym kolejnym kroku.
Rozglądając się dookoła zauważył, iż niektóre elementy otoczenia były identyczne.
Jak tamtego wieczora.
W dalszym ciągu pamiętał, jak jadąc samochodem przez niemal puste uliczki Seulu mijał drzewa usłane kolorowymi liśćmi, a deszcz rozmazywał krajobraz czyniąc go niezdefiniowaną plamą.
Pamiętał również zdenerwowanie, jakie towarzyszyło mu podczas sytuacji, która ukształtowała jego dalsze losy i niemałą ekscytację pojawiającą się w momencie przekroczenia progu nieswojego mieszkania i strach, gdy uciekał.
Nim zdążył się zorientować jego nogi, a może właściwie głęboko skrywane pragnienie zaprowadziło go pod budynek najbliższego szpitala. Kolejne czynności wykonywał niemal machinalnie; tak, jakby nie był już dłużej sobą, a zaprogramowanym robotem.
Z roztargnieniem i nutą agresji przemierzał sterylne korytarze, w poszukiwaniu tego właściwego człowieka. W wielkim pośpiechu otwierał kolejne drzwi i wzburzał irytację w pacjentach chcących  odpocząć, jednak nie obchodziło go to, ponieważ chciał znaleźć swój cel. Jego trzęsące się dłonie raz po raz chwytały kolejne klamki, by po chwili ponownie je zamknąć, a on sam powoli tracił wszelakie nadzieje na znalezienie osoby, której poszukiwał. Nie obchodziły go zdziwione spojrzenia pielęgniarek, ani fakt, że swoim zachowaniem mógł wzbudzić podejrzenia ochroniarzy. Przecież roboty robią to, do czego zostały stworzone.
Rozejrzał się jeszcze raz po długim korytarzu, jednak tym razem jego wzrok padł na wcześniej niedostrzeżone drzwi oznakowane numerem sześćdziesiąt osiem. Chanyeol nigdy nie był w stanie uwierzyć w nadprzyrodzone historie różnych ludzi, lecz teraz niemal namacalnie odczuwał przyciąganie tamtego miejsca. Architekt nie mając siły do sprzeciwu, podążył w tamtym kierunku, a w momencie, w którym drzwi ustąpiły pod naciskiem jego dłoni zobaczył bladą sylwetkę zlewającą się ze śnieżnobiałą pościelą oraz stojącą nieopodal kroplówką podpiętą do chudego nadgarstka ze srebrną bransoletką ying yang, którą sam niegdyś jemu podarował.
Przerażonym wzrokiem studiował twarz młodego chłopaka nie dowierzając, że kiedykolwiek może aż tak źle wyglądać.
Gdy na niego patrzył w jego myślach przewijało się wiele słów, które chciał powiedzieć, jednak najgłośniejszymi z nich było poczucie winy.
Bardzo żałował.

♦♦♦

W życiu każdego z nas pojawiają się chwile, kiedy nic nie idzie po naszej myśli.
Ludzie znajdują upodobanie w podcinaniu skrzydeł innym i z wielką przyjemnością manipulują nimi sprawiając, że coś będące w rzeczywistości wspaniałym w ich oczach jest niewarte niczego. Kłamią chcąc ukryć prawdę mogącą im zaszkodzić, bo tak naprawdę ich całe życie od zawsze było tylko ułudą, a oni sami nie zdają sobie z tego sprawy. Żyją myśląc, że wszystko jest tak, jak być powinno, kiedy wcale tak nie jest.
A Byun Baekhyun musi o tym wszystkim wiedzieć.

- Panie adwokacie - wypolerowane, czerwone paznokcie rytmicznie stukały w stół. - Proszę wytłumaczyć  temu przemiłemu panu, że tutaj znajduje się mój brat, a ja chcę go odebrać.

- Przecież powiedziałem już pani, że pan Park Chanyeol dawno stąd wyszedł. - funkcjonariusz stojący naprzeciwko Hanbyul uniósł brew ku górze. - Jak głupia musi pani być, żeby nie zrozumieć tego, o czym mówię pani od pół godziny?

- A jak bardzo musi pan być niekulturalny, aby w taki sposób zwracać się do kobiety? - Baekhyun uniósł jeden kącik ust ku górze. Cała ta nieprofesjonalna sytuacja powoli zaczynała grać mu na nerwach. Czuł się prawie jak biznesmen pośród kur, a jego przekonanie dotyczące głupoty stróży prawa w dzisiejszych czasach tylko właśnie się potwierdziło.

-Ahh, dziękuję Baekkie - kobieta widząc w adwokacie sojusznika, lekko pogładziła go po ramieniu, jednocześnie z wyższością uniosła lekko podbródek. Spojrzała prosto w oczy przystojnemu Bang Younggukowi, który nie mogąc znieść jej pewności siebie - spuścił wzrok. Hanbyul wygrała.

Czarnowłosy widząc zaistniałą sytuację odchrząknął znacząco. - Tak więc, co z Park Chanyeolem?

- Wyszedł. - Stwierdził , chcąc zbyć irytującego go adwokata.

Jednakże nie było to dobre posunięcie, ponieważ wzbudził jeszcze złość we wcześniej zdenerwowanym już Baekhyunie, który właśnie, ukazując stan, w którym się znajduje, zapomniał się i powiedział używając dialektu z jego rodzinnego miasta:

- Widzę, że dzisiaj niczego się nie dowiemy. - Hanbyul zmierzyła nieco zdziwionym wzrokiem Byuna.

- Oh! Baekkie nawet nie wiesz jak twój głos seksownie brzmi, kiedy tak mówisz... - Dialekt z Busan sprawił, że dwudziestoośmiolatka zaczęła marzyć. Nie zauważyła więc tego, jak Bang po cichu oddalił się od nich, jednakże chwilę później spojrzała pytająco na Baekhyuna, a gdy ten wzruszył ramionami, powiedziała: - Wiesz, co? Ja mam tego wszystkiego dość. Jeden ucieka, drugiego w ogóle tu nie ma, a ja nie mam zamiaru ich szukać!

Adwokat dostrzegłszy szybki zanik bojowego nastawienia kobiety zdecydował skorzystać na tym i uśmiechając pod nosem, skierował się w stronę wyjścia.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że stylistka za nim podąży.
Chłodny wiatr uderzył w jego zmęczoną twarz, a czarne włosy zatańczyły na wietrze, natomiast święcące wysoko na niebie słońce zaczęło ogrzewać blade policzki. Wcześniej widoczny uśmiech poszerzył się w akcie radości i dumy z samego siebie.
Z tego, że może znajdować się w miejscu, w którym jest oraz spełniać swoje marzenia, bo tam, skąd pochodzi, nie byłby w stanie.
Nadal wyraźnie pamiętał krzyki zrozpaczonej matki, która błagała jego ojca o to, by poświęcił im trochę więcej czasu niż papierom w swoim biurze. Mimo to, i tak tego nie robił. Ważniejszym dla niego było pracowanie nad udoskonalaniem swoich umiejętności oraz ciągle rosnąca potrzeba zarabiania większej ilości pieniędzy niż dotychczas.
Był materialistą i zagorzałym pracoholikiem, czego Baekhyun nienawidził, jednak nade wszystko zawdzięczał mu jedno.
Większą siłę do realizowania swoich celów.

♦♦♦

Brzdęk kluczy rzuconych na szafkę stojącą w przedpokoju oderwał Chanyeola od jego wcześniejszego zajęcia, którym było parzenie kawy.

- Mówię ci, jeśli tylko zobaczę tego smarkacza, to... - Urwana wypowiedź, niema groźba i dwie pary oczu wystarczyły, aby młody architekt cofnął się o kilka kroków do tyłu. - O, patrzcie, kogo my tu mamy? Hmm.. kogoś, kogo jeszcze rano tutaj nie było.

- Hanbyul...

- Nawet nie próbuj mi się tłumaczyć! Nie jesteś już nastolatkiem, a ja twoją matką! Powinieneś umieć o siebie zadbać... - Kobieta energicznie gestykulowała, jednocześnie posyłając bratu spojrzenie, które w każdej chwili mogłoby zabić.

- Ale.. - Park był zmieszany, co było doskonale słyszalne w jego głosie. Natomiast postać stojąca koło siostry wprowadzała go w lekkie zażenowanie.

- Natychmiast mów, gdzie byłeś!

- U-u Tao. - Odpowiedział z wahaniem Koreańczyk, wlewając napój do kubka.

Nie odzywający się wcześniej czarnowłosy na dźwięk tego imienia wziął głęboki oddech i z niepokojem spojrzał na Chanyeola. - Dlaczego tam poszedłeś?

- Ch-chciałem zobaczyć, jak... jak się czuje.

- CO?! - Wykrzyknęła zbulwersowana dwudziestoośmiolatka, podchodząc bliżej architekta. Po chwili położyła swoje zadbane dłonie na blacie kuchennym tak, jakby ta pozycja miała ułatwić jej uspokojenie się. Od nadmiaru wiadomości zaczynała czuć pulsowanie w skroniach. - Wiesz, Yeollie - w słodkim głosie brunetki słychać było dużą dozę sarkazmu. - Jesteś debilem, wcześniej nie udało ci się go zabić, to teraz szukasz ku temu sposobności? Być może Sehun ma rację.

Baekhyun słysząc bolesne oskarżenia kierowane w stronę Chanyeola, podszedł do starszej, położył dłoń na szczupłym ramieniu i zbliżając się do jej ucha, cichym głosem powiedział:

- Możesz tego żałować. - Słowa te były idealnym odzwierciedleniem tego, co stało się moment później.

Właśnie w tamtej minucie, wszystkie oskarżenia, które zostały już rzucone w jego stronę powróciły, a on na nowo zobaczył, jak bardzo jest samotny bez względu na to, jak wiele osób go otacza. Cała ta sytuacja powoli zaczynała go przytłaczać, jednocześnie sam czuł się więźniem własnych myśli. Nawet, jeżeli obecnie przebywał na wolności.

- Nie ma czego. Tacy ludzie powinni wiedzieć, gdzie ich miejsce.

Chanyeol nie zauważył momentu, w którym zawartość kubka, w wyniku jego przewrócenia, wylała się tworząc powiększającą się plamę. Jedyne, co zarejestrował to to, że jego palce mocno zacisnęły się na przedmiocie, a jego knykcie pobielały. Następnie filiżanka poszła w ruch, a zatrzymała się dopiero, gdy uderzyła w ścianę rozpadając się na wiele małych kawałków. Trzask rozbijającej się porcelany przestraszył Hanbyul, jednak zagłuszył dźwięk otwieranych drzwi, a osoba, która dopiero co weszła do domu patrzyła na wszystko z niedowierzaniem.

- Nie wierzysz mi?! - Szybkimi krokami architekt pokonał odległość dzielącą go od siostry, po chwili łapiąc ją za ramiona. - Nie wierzysz mi? - dodał spokojniej. - Dobrze. Nie potrzebuję tego. Takimi słowami tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że te wszystkie twoje starania, aby siłę  utrzymać nas jako jedno są bezcelo...

Nagle Park został przyparty do ściany przez Sehuna, który wcześniej odepchnął ze swojej drogi adwokata i teraz patrzył na niego oczyma pełnymi nienawiści. Emanując łatwo dostrzegalną niechęcią do starszego brata przez co mogłoby się wydawać, że wcale nie są ze sobą spokrewnieni.

- Jak śmiesz?! Jedyną osobą, która nie pozwala nam być rodziną jesteś tylko i wyłącznie ty i twoje kłopoty. - Wycedził najmłodszy z rodzeństwa, mocniej zaciskając dłoń trzymaną przy kołnierzu koszuli Yeola.

Architekt znajdując w sobie ostatnie pokłady siły, odepchnął blondyna patrząc spłoszonym wzrokiem na wszystkich dookoła. Jednak to Baekhyunowi poświęcił najwięcej uwagi szukając w jego ciemnym spojrzeniu choć cienia zrozumienia i wsparcia.

- Mam tego dość. - Oznajmił załamanym głosem, jednocześnie trzymając się za nasadę nosa.

♦♦♦

Zmęczone ciało architekta leżało na dużym, dwuosobowym łóżku, a sam Chanyeol wpatrywał się w ciemny sufit. W tym momencie nie miało znaczenia dla niego nic prócz własnych myśli, które co chwila zbaczały na inny tor sprawiając, że mężczyzna był coraz bardziej zdezorientowany. Dookoła panowała przenikliwa cisza, a chłód wpadający przez na wpół otwarte okno powodował ciarki na jego ciele. Z kolei na policzkach widniały ślady, po dawno wyschniętych łzach.
Lekkie puknięcie w drzwi wyrwało go z zamyślenia przez co skierował swoje spojrzenie w stronę wejścia do pokoju, w którym pojawił się niski brunet. Park zmierzył go wzrokiem od stóp do głów, a gdy w końcu dotarł do twarzy napotkał patrzące na niego czekoladowe tęczówki.
Utonął w ich głębi.
Bo były piękne.

♦♦♦

A/N: Witamy! ^^
Oto udostępniamy Wam trzeci rozdział "Drugiej Prawdy" oraz nowy szablon xd
Mamy nadzieję, że Wam się spodoba i nie wiedząc co napisać, kończymy ;3
JEDNAKŻE!
Ludzie, dajcie jakieś oznaki życia. Komentujcie i oceniajcie, bo do zmarłych pisać nie chcemy xd
Cztery komentarki = nowy rozdział
PS Witamy Uszati, IswedWolf, Hurri, neji☆, Tafin i Andres!!!
Komentujcie, oceniajcie i polecajcie xd


§ XOXO ~ Sejin & Soomi § 

piątek, 27 marca 2015

Bleeding sun


LuBaek | HunHan | angst | romans | supernatural | oneshot


Byliśmy swoim perfekcyjnym, a zarazem jedynym uzupełnieniem. Synchronią wcześniej niezachwianą przez nikogo.
Jednością chcącą przetrwać wieczność.
Gdy ja ulegałem zafascynowaniu nad jego pełnymi, różowymi ustami, on z uwielbieniem wplątywał palce w moje brązowe włosy. Gdy Luhan obdarzał moją szyję mokrymi pocałunkami ja wzdychałem wprost do jego ucha, ukazując, jak bardzo aprobuję jego czyny.
Kiedy on wyznawał mi swoje uczucia, ja za każdym razem odpowiadałem.
Tworzyliśmy całość i chyba właśnie to zabijało nas od środka, bo zawsze, gdzieś pomiędzy radością ze swojej obecności, a śmiechem wypełniającym nasze cztery ściany, była wizja bliskiego odejścia.
Nieuchronnego zakończenia czegoś pięknego.
Bolesnego zniszczenia nierozerwalnej więzi, która w naszych marzeniach miała pozostać na zawsze.
I kiedy w końcu nadszedł ten dzień, chciałem, aby Lu zapamiętał mnie, jako osobę, dla której był on całym światem. Ja... wtedy dałem jemu więcej niż kiedykolwiek, bo wiedziałem, że jutro nie będzie już nic. Tylko krwawiące słońce.
Całowałem go z jeszcze większą pasją niż wcześniej, nieustannie powtarzałem jak piękny jest, aż w końcu oznajmił, że mam przestać, a widząc rumieńce na jego policzkach pomyślałem, że jest słodki.
To właśnie tamtej nocy po raz pierwszy i ostatni pokazałem Luhanowi moją miłość. W słowach, gestach i czynach, a on nie spodziewał się niczego.
Rankiem spojrzałem na niego po raz ostatni i odgarniając mokrą grzywkę z bladego czoła, powiedziałem:

- Żegnaj Lulu. Pamiętaj o mnie, proszę.

Odpowiedział cichym mruknięciem.
Był uroczy.
Ja odszedłem.
A słońce wschodziło.


Jakiś czas temu posiadałem imię i nazwisko.
Mówili na mnie Byun Baekhyun, jednak ich już tutaj nie ma.
Na ma nic.
Jestem sam, jednak widzę ludzi dookoła mnie. Słyszę wszystko, co mówią, dotykam tego, co oni. Mimo to nie istnieję. Egzystuję w równoległym świecie, a moim ostatnim marzeniem jest ponowne ujrzenie Luhana. Szczęśliwym z kimś innym.
Za dnia podróżuję wyznaczając nowe szlaki mogące doprowadzić mnie do mojego celu. Po zmierzchu natomiast patrzę w gwiazdy licząc, że chociaż jedna z nich ośmieli się do mnie odezwać nawet jeśli nie może nic zrobić, zupełnie jak ja.
Można powiedzieć, że jestem bytem porzuconym podczas drogi do nieba. Że znajduję się w izolatce, do której trafiają dusze po śmierci, nie będąc wystarczająco dobrymi. Uznano, że zasługuję jedynie na zapomnienie.
Prawdę powiedziawszy momentu mojej śmierci nie pamiętam. Wiem, że zostawiłem Luhana, wyszedłem, a po jakimś czasie nastąpiła ciemność i pojawiłem się tutaj. Pośrodku niczego. Być może cierpiałem, cieszyłem się, bądź po prostu zasnąłem. Nie wiem. Jednak zdaję sobie jedynie sprawę, że spodziewałem się tego.
Luhan też. Dlatego teraz chcę zobaczyć, iż naprawdę ruszył naprzód.
Muszę.
Jednak jest noc, a w nocy gwiazdy są jedynymi rzeczami, które widzę. Pokazują mi różne historie, ale milczą, a ja wtedy czuję się chyba bardziej samotnie niż wcześniej. Pogrążam się w tęsknocie.
Gdy tylko słońce wstaje - ja wyruszam. Jest ono moim zegarem, w którym istnieją trzy pory. Wschód, jako początek; południe, jako czas, w którym zawsze odkrywam, że nie ma dla mnie nadziei oraz zachód - krwawy koniec dnia, kiedy nadal jestem, ale nie żyję.


Mija rok.
Mija dwanaście miesięcy, a ja nadal nie istnieję.
Mija trzysta sześćdziesiąt pięć dni - w końcu widzę znajome mi budynki i uśmiecham się po raz pierwszy, ale mimo to nie czuję nic.
Szybko podążam ulicami, które przemierzyłem już nieraz. Odpycham od siebie ludzi, a oni i tak tego nie czują. Krzyczę, a głos nie opuszcza nawet mojego gardła.
W końcu widzę go. Zadowolonego przy boku blondwłosego chłopaka, którego sam niegdyś znałem. Podchodzę próbując złapać Luhana za rękę, jednak nie mogę nią ruszyć. Stoję naprzeciw niego, widzę, słyszę, ale już dłużej nie czuję. Jest na wyciągnięcie ręki, lecz ja jej nie dosięgnę, bo robi to za mnie towarzysz Lu.
Ja istnieję, ale mnie nie ma.
On jest i żyje. To daje mu przewagę.
Podążam za nimi i wsłuchuję się w perlisty śmiech Chińczyka. Śledzę wzrokiem każdy jego ruch i podziwiam kogoś, z kim niegdyś byłem i w tym momencie nie żałuję niczego, bo wiem, że przez chwilę byłem dla Luhana dokładnie tym, czego pragnął, a on czynił mnie lepszym człowiekiem.
Siadam obok nich w kinie, kawiarni i w parku. Nocą odwiedzam gwiazdy świecące nad domem bruneta, a rankiem patrzę jak się budzi, powoli uświadamiając sobie, że mój prawdziwy koniec nadchodzi. Po wielu kolejnych próbach przestaję marzyć o możliwości poczucia jak delikatna jest skóra chłopaka, jak puszyste są jego włosy, a usta miękkie.
W końcu szóstego maja wychodzę z Luhanem po raz ostatni. Czuję, że czas kiedy muszę odejść jest coraz bliżej, dlatego każdy kolejny krok stawiam z jeszcze większym wahaniem niż ten poprzedni. Wkrótce na twarzy Chińczyka pojawia się uśmiech, a ja wiem czym jest spowodowany.
Chłopak biegnie w stronę młodszego po chwili przytulając się do niego.
Ponownie jest słodki, a ja znowu tylko patrzę.
Po krótkim momencie złączają swoje palce i idą w nieznaną mi stronę rozmawiając, a ja jestem tuż za nimi, bo chcę mieć pewność, że Lu jest szczęśliwy.
Moim oczom ukazuje się park, w którym już kiedyś byli. Podchodzę nieco bliżej spodziewając się zdania, które zaraz usłyszę. Ręce młodszego chłopaka drżą, kiedy wypowiada słowa, których ja nie słyszę, jednak wyłapuję spośród nich te oznaczające zakończenie mojej podróży.

- Kocham cię Lulu - szepce dotykając lekko zaróżowionego policzka Chińczyka.

- Ja... c-ciebie też, Sehunnie.

Wraz z zetknięciem jego ust z tymi Oh Sehuna na moich pojawia się szczery uśmiech i w końcu mogę odejść.
Słońce krwawi.

xxxx

A/N: Także no..  udostępniam Wam takie coś. xdd
W sumie nie wiem do końca, co napisać. Mogę jedynie powiedzieć, że opowiadanie powstało pod wpływem chwili oraz, że wraz z Soomi baaardzo cieszymy się z coraz większego grona obserwatorów ♥
No i co mi pozostało?
Zachęcam Was do komentowania, wyrażania szczerych opinii oraz odwiedzania zakładki oneshoty, do której dodałyśmy kilka planowanych ff ^^

§ XOXO ~ Sejin §

czwartek, 19 lutego 2015

ROZDZIAŁ II "because this is a war"


Nadchodzi wojna

Koniec już blisko

Wczorajszego wieczora dotarły do nas zaskakujące informacje. Wu Yifan (28) – as seulskich prokuratorów już wkrótce zmierzy się na sali sądowej ze swoim największym wrogiem, perfekcjonistą Byun Baekhyunem (26). Powagę sytuacji zwiększa fakt, że ofiarą jest model Huang Zitao (22) , który dnia 21 września 2014 roku został zaatakowany w swoim mieszkaniu.
Z zeznań sąsiadki wynika, ze około godziny 18 do drzwi Huanga zapukał mężczyzna, a po chwili słychać było odgłosy szarpaniny. Kobieta dodaje też, że po wyjściu z domu, by zobaczyć, co się dzieje ujrzała leżącego chłopaka na dole klatki schodowej.

- Dookoła ciała było pełno krwi… Ohh.. matko święta! Nawet jak teraz sobie to przypominam to robi mi się niedobrze. Ten zapach… Od razu nakazałam wnuczkowi zadzwonić na policję, lecz ten, nie słuchając mojego polecenia, wybiegł za złoczyńcą. Oh! Cóż za nicpoń! – Powiedziała zdesperowana Choi Minyeon.

Na chwilę obecną policja nie chce zdradzać szczegółów, lecz już teraz wiemy, że sprawa ta nie ucichnie, ponieważ jedynym podejrzanym jest spadkobierca C.Y. Corporation Park Chanyeol, a my Shine Company odkryjemy tą tajemnicę.

~dziennikarz Kim Kibum

♦♦♦

- Więc… Mógłbyś powtórzyć? Nazywasz się Byun…?

- Baek Hyun – oznajmił adwokat śledząc zapiski w dokumentach.

- Masz lat..? – Brunetka siedząca naprzeciwko biurka badała swoim czujnym spojrzeniem każdy zakątek pomieszczenia, a słysząc, co pewien czas, odgłosy rozmów zza drzwi odwracała się w tamtym kierunku.

- Dwadzieścia sześć. – Odrzekł spokojnie mężczyzna, nie do końca wiedząc, do czego zmierza Hanbyul.

- A jak długo już tu pracujesz?

- W Seulu, około dwóch lat. Lecz wcześniej, kiedy mieszkałem jeszcze w Busan studiując pomagałem wujkowi w kancelarii. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie. Nie jest to krótko. Znam się na rzeczy.

- Aa… Podoba ci się miasto?

- Przepraszam, ale co to ma do rzeczy? – Zapytał Baekhyun, unosząc lekko jedną brew ku górze.

- No niby nic. To normalne pytanie. Gorzej by było, jakbym zapytała cię o rozmiar marynarki, albo… bielizny, ewentualnie czy masz dziewczynę. Jakie samochody lubisz, no chyba, że jesteś baba i wolisz kosmetyki – mówiąc to spojrzała na jego oczy delikatnie podkreślone eyelinerem.

- Może być – burknął nawiązując do pierwszego pytania. – Miasto, jak miasto. Niczym się nie wyróżnia, dużo samochodów, sklepów, ludzi. Rozmiar M. Jestem ge… wolny. Wolę osobowe, czarne. A co do kosmetyków, nie mam nic przeciwko. Jakby nie patrzeć, mydło to też kosmetyk. – Park słuchała odpowiedzi, jednak największą uwagę przykuła ta dotycząca statusu w związku.

- Jesteś ge…?

- Wracając do sedna sprawy. Czy twój brat był kiedykolwiek karany? – Hanbyul nie otrzymując odpowiedzi poprawiła swoje włosy i prychnęła pod nosem.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. To ja tu jestem starsza!

- Ale to ja mam bronić twojego brata – odpowiedział rezolutnie adwokat.

- Dobrze, ale co to ma do rzeczy? – Spytała spokojniej Hanbyul. – Nieistotne, z której perspektywy, by patrzeć, to ja jestem starsza i oczekuję szacunku.

- Czy szacunek wypuści twojego brata z więzienia? W sumie… swoim gadaniem mogłabyś zająć ochraniarza, wykraść klucze, a później do końca życia uciekać ze swoim bratem, bo bylibyście na liście poszukiwanych. Więc wybieraj. Mi się nie śpieszy, prędzej Chanyeol zatruje się więziennym jedzeniem niż ja umrę z braku pieniędzy.

- Weź ty spłyń! – Powiedziała zirytowana brunetka. Jak on śmiał tak do niej mówić?

- A ty się utop, więc jak? Widzę, że dzisiaj wielu osobom grozi śmierć. – Odpowiedział sarkastycznie Baekhyun, chowając papiery do swojej skórzanej aktówki. Powoli zaczął wstawać, a starsza widząc to, zatrzymała go gestem ręki.

- Czekaj, czekaj. Kiedyś siedział w poprawczaku, a później miał zasądzoną karę pieniężną. – Oznajmiła kobieta, a Byun wrócił na swoje miejsce. – Czy to zmienia postać rzeczy?

- Z prawnego punktu widzenia, tak. Sędzia może być mniej wyrozumiały nawet, jeśli Chanyeol rzeczywiście jest niewinny, bo tego jesteś pewna, tak?

- To śmieszne. – Stwierdziła Hanbyul, uśmiechając się pod nosem. – To mój brat, ale tak bardzo, jak chce wierzyć, że nic nie zrobił, tak bardzo nie potrafię.

- Hm… Nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić, ale możesz wpłacić kaucję za swojego brata, ale to jedyna opcja, aby wrócił do domu. Przynajmniej na teraz. – Oznajmił Byun, zasiewając małe ziarenko nadziei w sercu Hanbyul.

♦♦♦

Nadmiar kolorowych zabawek, wiele rozwydrzonych bachorów i głośne krzyki, zdecydowanie nie były życiowym celem Zhang Yixinga. Będąc młodym dzieckiem u boku swojej kochającej matki i trochę nienormalnego ojca, marzył, aby zostać bohaterem. Aby ratować ludzkie życia. Tymczasem teraz jest sługusem małych, wrednych dzieciaków.

- Hyuung! Pobaw się ze mną samochodami. – Wykrzyknął chłopiec o kruczoczarnych włosach, mający na swojej klatce piersiowej przypiętą karteczką, na której napisane było „Taemin”. W swojej drobnej dłoni trzymał sporych rozmiarów czerwony samochodzik i delikatnie nim wymachiwał przed oczami Chińczyka.

- Za chwilę młody, nie widzisz, że…

*puk puk*

- Że ktoś puka? – Zapytał Yixing podchodząc do drzwi wejściowych do przedszkola.

Zhang zobaczył przez wizjer wielkie oko swojego przyjaciela, a już po chwili chwycił za klamkę, otwierając Luhanowi. Chłopak wszedł do środka z dużym uśmiechem na ustach, a widząc swojego współlokatora zagarnął go do uścisku.

- Heej! Dawno się nie widzieliśmy, kochanie. – Powiedział radosnym głosem Chińczyk, delikatnie odpychając od siebie Laya.

- Ta… Rano. Śniadania mi nie zrobiłeś. Co masz w tej torbie? – Zapytał dociekliwie Yixing, a po chwili dodał: - Bardziej żarówiastej to nie było?

Przez pewien moment Luhan spoglądał na niego, nie do końca wiedząc, o co mu chodziło. Jednak chwilę później zorientował się, że w ręku trzymał różową reklamówkę z ciasteczkami, które kupił w cukierni obok.

- Aaa.. To – powiedział wskazując na przedmiot – dla ciebie – stwierdził wyciągając rękę z pakunkiem w stronę opiekuna dzieci.

- Noona! Zostaw go – oznajmił nagle mały Kyungsoo podchodząc do Hana i łapiąc go za dłoń delikatnie nią potrzasając i w tym samym momencie jego oczy znacznie się rozszerzyły błyszcząc z przejęcia.

- N-Noona?

- No noona, a jak inaczej? Przecież jesteś dziewczyną. - W głosie pięciolatka rozbrzmiewało przekonanie i zdecydowanie. Nikt nie mógł mu wmówić, że było inaczej. No, może oprócz Sulli.

- Ja? D-Dziewczyną? – Zapytał Luhan, spoglądając na śmiejącego się Yixinga, desperacko poszukując odpowiedzi w oczach współlokatora. Jednak ta nigdy nie nadeszła.

W akcie desperacji spuścił wzrok i poszedł w stronę stołu, na którym panie kucharki ustawiały już jedzenie. Na białych talerzykach porozkładane były kolorowe kanapki, mające na celu zachęcić małych niejadków do spożycia posiłku.
Po pewnym czasie wszystkie dzieci zajęły już swoje miejsca, a Luhan bardzo dyskretnie podbierał małemu Kyunsoo złociste frytki.
Bo nie mógł go ani pokrzyczeć, ani skarcić, a kara musiała być.
Za tą noonę.
Nie zauważył jednak, że pewna szczupła dziewczynka stała za nim, a w oczach miała żądzę mordu.

- Jinri - powiedział Lay wyciągając ręce w stronę dziecka. - Nie siadasz z Kyungsoo?

- Nie. - Stwierdziła, po chwili odwracając się  w stronę drzwi. - Kai już przyszedł! - Krzyknęła i od razu popędziła w stronę chłopaka wskakując mu na ręce.

Gdy wesoła dwójka zniknęła w tym samym miejscu, w którym stał wcześniej Jongin, pojawił się Kim Minseok. Mężczyzna niezliczenie wielu sukcesów i jednej porażki, o której nie chciał pamiętać. Jego rozbiegane spojrzenie lustrowało wszystkich w pomieszczeniu, a gdy zatrzymało się na twarzy Luhana siedzącego wśród małych dzieci, ojciec Kyungsoo podszedł, i kładąc rękę na ramieniu współpracownika, zapytał:

- Luhan, ile ty właściwie masz lat?

♦♦♦

Dźwięk szpilek uderzających o marmurową posadzkę rozniósł się echem po pustym domu, a kremowy płaszcz znalazł swoje miejsce na jednym z wieszaków. Z ust brunetki wydobyło się westchnienie będące oznaką zmęczenia i bezradności, natomiast jej rozbiegane spojrzenie spoczęło na drzwiach prowadzących do pokoju najmłodszego bratu. Po ówczesnym odłożeniu kluczu na kredens znajdujący się w przedpokoju, weszła wgłąb mieszkania, gdzie ujrzała mnóstwo porozrzucanych butelek. W dodatku puste paczki po chrupkach utwierdziły ją w przekonaniu, że jej kochany braciszek ponownie sprowadził kogoś do domu.

- Sehun! - Krzyknęła żądna wyjaśnień Hanbyul. Nie uzyskując odpowiedzi dwudziestoośmiolatka ponowiła swoje wołania, a po chwili usłyszała głośnie kroki dobiegające z pierwszego piętra i, czekając na wyjaśnienia, oparła się o blat kuchenny.

Myśli kobiety powędrowały w kierunku Chanyeola, który właśnie dzisiaj miał odbyć swoje pierwsze spotkanie z adwokatem.
Oczywistym był fakt, że brunetka martwiła się o niego, ponieważ jego przyszłość stała pod znakiem zapytania, a ona sama kwestionowała swoją wiarę w uczciwość brata. Pod wpływem emocji, które zaczęły się w niej kumulować, dłonie Hanbyul trzęsły się niekontrolowanie, lecz z pewnego rodzaju letargu obudził ją
Sehun stojący nieopodal.

- Noona, czego chcesz? - Zapytał nastolatek.

Hanbyul z początku lekko zagubiona nie wiedziała, co powiedzieć, jednak po chwili otrząsnęła się i rzekła:

- Wytłumacz mi, proszę, co ma znaczyć ten bałagan?

- No wiesz, Jongin przyszedł i ...

- Ah.! Znowu on, i wszystko jasne.

- A było kiedykolwiek ciemne? - Kobieta ignorując dziecinną odpowiedź brata, kontynuowała:

- Chanyeol jest w areszcie, a ty nie szukasz nawet żadnej możliwej opcji, aby pomóc mu wrócić do domu - odrzekła poirytowana Hanbyul.

- Noona, nie ma go. Dlatego zaprosiłem Jongina. Aby świętować - mówiąc to Sehun zrobił rozbawioną minę, co spowodowało większą złość brunetki, która w tamtym momencie wpatrywała się w chłopaka pustym wzrokiem.

Jego wypowiedź sprawiła, że po plecach Hanbyul, która zastanawiała się, kiedy jej brat aż tak bardzo się zmienił, przeszły dreszcze. To właśnie wtedy po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czym właściwie jest rodzina. Jednak nie znalazła na to odpowiedzi.

- Sehun, właśnie próbuję ci powiedzieć, że możemy wpłacić kaucję za Chanyeola. Czy to też ciebie nie obchodzi? - Spytała zrezygnowanym głosem.

- Nie - powiedział blondyn odwracając się w stronę schodów, lecz po chwili zatrzymał się. - Zaraz.. co?! Czyś ty oszalała? Będziesz za tego debila płacić? Jest dorosły, niech sam sobie poradzi.

- Hunah, dlaczego tak się odnosisz wobec swojego brata.

W pewnej krótkiej chwili wspomnienia sprzed pięciu lat opanowały myśli Sehuna i momentalnie zabrały go do świata przeszłości. Do świata, w którym jego pierwsza miłość ciągle istniała.
Do świata, w którym Chanyeol nadal był jego bratem.
W czekoladowych oczach chłopaka pojawiły się szkliste łzy świadczące o wciąż trwającym uczuciu do kogoś, kto po raz pierwszy poruszył jego młodzieńcze serce, jednak nigdy nie był mu pisany.
Koreańczyk orientując się, że powoli traci nad sobą kontrolę szybko potrząsnął głową i już z pokerową miną odpowiedział:

- Siostrzyczko - szyderczy uśmiech zakwitł na twarzy Parka. - Czy nie wiesz, że nie należy interesować się rzeczami, które nie powinny cię obchodzić?

Hanbyul spojrzała ze zrezygnowaniem na młodszego brata powoli zaczynając wątpić i w niego, jak i zarówno w definicję prawdziwej rodziny, którą stworzyła nie przestrzeni lat, po czym kierując się w stronę wyjścia na taras, ówcześnie zatrzymując się, powiedziała:

- Czy tego chcesz, czy nie, ja sprowadzę naszego brata do domu. - Kobieta obdarzyła młodszego jeszcze jednym, ostatnim spojrzeniem i udała się do wcześniej wspomnianego miejsca znikając z pola widzenia Sehuna.

Następną rzeczą, jaką zapamiętała był ciepły wiatr otulający jej policzki oraz panorama miasta władająca jej umysłem i wspomnieniami.
Drzwi się zamknęły.

♦♦♦

Cień mężczyzny ubranego w drogi garnitur, z każdym jego krokiem, podążał w kierunku drzwi, za którymi już czekał jego nowy klient.
Postawa Byun Baekhyuna idealnie odzwierciedlała jego pewność siebie i siłę charakteru, dzięki którym adwokat z łatwością zyskiwał sławę. 
W końcu zadbaną dłonią nacisnął klamkę i otworzył drzwi zza których jego oczom ukazała się zmarnowała sylwetka architekta. 

- Dzień dobry. - Powiedział, odkładając papiery na stół, przy którym siedział Chanyeol.

- Dzień do... - Urwał, w końcu dostrzegając twarz nowo przybyłego nie wierząc w to, co widzi.

Kruczoczarne, nieco przydługie, gęste włosy przesłaniały niemal czarne oczy, w których Park na chwilę zatonął. Następnie przesunął wzrokiem po jego kształtnym nosie, a parę sekund później różowe, pełne usta również doczekały się uwagi. Jednak przez cały ten czas Chanyeol nie mógł pozbyć się jednej myśli odbijającej się echem w jego głowie.
Byun Baekhyun zdecydowanie przypominał Kim Taehyunga.


♦♦♦

A/N:  Dzień dobry, everyone!!!!
Nareszcie po trudnej wojnie ze szkołą i lenistwem nasze wojska zwyciężyły i oto jest nowy rozdział~! Huehueh *oklaski*
A teraz na poważnie. Chciałyśmy serdecznie przywitać Baekwylona ♔  i Kimiko Xiao. Czujcie się jak u siebie i komentujcie ;3
JEDNAKŻE.. gdyby tylko wszystko dobrze się układało nie byłoby urozmaicenia. Dosyć długa przerwa poskutkowała tym, że napisałyśmy OH, z którego jesteśmy dumne, bo w końcu stworzyłyśmy cracka (btw. hunfanhan, BamBam i samice pozdrawiają i szykują niespodziankę, ale cii..~!). 
Niestety jest nam trochę przykro, że tylko MIś Yogi (której jesteśmy wdzięczne) komentuje. Nie to, że żądamy od was bardzo długich komentarzy. Naprawdę. Parę słów wystarczy, abyśmy wiedziały, że ktoś to czyta, bo wyświetlenia mówią same za siebie.
Tak więc, koniec na dzisiaj naszego narzekania. Do napisania~! ^^


§ XOXO ~ Sejin i Soomi §